Rozkoszny – od 8 lat prowadzi jednego z najbardziej popularnych blogów kulinarnych w Polsce. Autor bestsellerowych książek kucharskich. W 2017 roku był nominowany do ,,kulinarnych Oscarów”, czyli amerykańskich nagród magazynu Saveur w kategorii „Najlepsza fotografia kulinarna”. W konkursie zdobył dwie nagrody. Współpracował m.in. z Vogue, czy brytyjskim National Geographic Traveler. Ostatnio zadebiutował jako prowadzący w pierwszej polskiej edycji programu ,,MasterChef Nastolatki”. Kim jest Michał Korkosz, skąd czerpie swoje inspiracje i jakie są jego plany na przyszłość? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w poniższej rozmowie!
Zuza Tworogowska: Cześć Michał!
Michał (Rozkoszny) Korkosz: Cześć!
ZT: Nasz agencyjny team na co dzień zajmuje się prowadzeniem projektu Food and Design. Bez sprawdzania w wyszukiwarce internetowej: co mówi Ci ta nazwa? Co food and design znaczy dla Ciebie?
MK: Pierwsze, co przychodzi mi na myśl to stylizacja kulinarna. Designem jest w pewnym sensie to, jak zaprojektować wygląd jedzenia na talerzu, w produkcji czy na zdjęciu.
ZT: Taką stylizacją sam zajmujesz się na co dzień?
MK: Tak, jest to część mojej pracy. Od tego w zasadzie rozpoczęła się moja kariera, bo zaczęła się w momencie, kiedy wygrałem nagrodę magazynu Saveur za fotografię kulinarną, więc od zawsze była to nierozerwalna część mojej tożsamości. Food and design rozpatruję więc w kontekście tworzenia obrazu.
ZT: Celem naszego projektu było stworzenie miejsca, które w kreatywny sposób będzie edukować o innowacjach, trendach, marketingu czy nowościach związanych z tematyką jedzenia, branży spożywczej i food designu. Projekt stworzyliśmy więc, by inspirować się na co dzień w pracy agencyjnej. Skąd natomiast Ty czerpiesz inspiracje do pracy nad swoimi przepisami?
MK: Tych inspiracji jest wiele. Te bardzo prozaiczne to nowe pory roku. Bardzo lubię cykle sezonowe, jak np. teraz – pojawiają się szparagi, więc mam przypływ inspiracji: co można zrobić ze szparagami, co już zrobiłem, czego nie zrobiłem, co widziałem, czego spróbowałem, w jakiej aranżacji szparagi nie zostały jeszcze zaprezentowane, z czym można byłoby je połączyć…Moim przypływem inspiracji jest też chodzenie na hale targowe, bo dla mnie panuje tam zupełnie inna energia. Lubię przejść się po nich i zobaczyć, które produkty są teraz najświeższe. Często wychodzę z nich ze szkicem pomysłu co chciałbym zrobić.
źródło: Facebook
źródło: Facebook
ZT: Jest tego więcej?
MK: Nie tylko gotuję, ale też dużo jem w różnych miejscach, czy to w Warszawie czy to na świecie. Podróżuję kulinarnie, próbując wrażliwości innych kucharzy, innych osób z branży, co też jest wzbogacające. Daje mi to referencje co zrobili inni i w którą stronę idzie np. szparag we współczesnym świecie kulinarnym! (śmiech)
ZT: Czyli Twoimi inspiracjami są głównie podróże?
MK: W podróżach nawet nie chodzi o jedzenie w konkretnych miejscach, konkretnych restauracjach, ale o odświeżenie umysłu, swojej wizji świata. Szczególnie, gdy na co dzień pracuje się z przepisami, jest się w takim rytmie. Czasem warto zburzyć to, jak widzi się tworzenie danego przepisu i udać się do…Japonii! Tak, jak ja jadę teraz do Japonii, żeby zobaczyć jak inaczej podchodzi się do produktu, czy do jedzenia.
ZT: Michał, znalazłam w internecie takie piękne hasło: ,,Harry Styles w świecie kulinariów”. Tak mówią o Tobie media. Jak reagujesz na takie określenia?
MK: Wiesz, ja jestem porównywany do wielu osób. Tutaj ,,Harry Styles w świecie kulinariów”, czasem Taylor Swift, bo tak szybko wyprzedaję bilety na spotkania autorskie. Często słyszę też, że jestem Harrym Potterem ze względu na moje okulary i podobne rysy twarzy. Na szczęście wszystkie te osoby lubię, szanuję i podziwiam, więc dla mnie jest to równe gratyfikacji. Są to wielkie gwiazdy – fajnie jest być porównywanym do największej gwiazdy pop. To tak, jakbym był traktowany jako największa gwiazda kulinarna. Na końcu drogi zawsze myślę jednak o sobie po prostu jako o Michale – Rozkosznym.
ZT: No właśnie, Michał z Rzeszowa, który przeskoczył do Warszawy. Wiele osób przeprowadza się do większego miasta z myślą, że zrobi w nim równie wielką karierę. Czy Ty też miałeś taki plan? Plan zostania ,,kimś wielkim”?
MK: W liceum marzyłem o karierze w mediach kulinarnych. Pracowałem w cukierni, wiedziałem, że niekoniecznie praca w gastronomii to jest coś dla mnie, ale właśnie w mediach kulinarnych chciałem pracować. To były złote czasy KUKBUKa – ja wtedy po prostu marzyłem o pracy w KUKBUKu. Marzyłem o takim życiu, ale wiedziałem, że jest to bardzo wąski świat i szanse na pracę w takim miejscu są nikłe. Byłem realistą, więc poszedłem na studia związane z moimi zainteresowaniami, bo interesuję się polityką, światem i różnymi kulturami – stąd kierunek studiów – stosunki międzynarodowe. Tego wyboru nie żałuję, bo dużo z niego wyciągnąłem.
ZT: …i zaczęły się sukcesy!
MK: Napisałem pracę licencjacką o dyplomacji kulinarnej, czyli jak promować kraj poprzez kulinaria. Zawsze można więc wyciągnąć ze studiów to, co się chce. W momencie, kiedy zaczynałem studiować już osiągnąłem pierwszy sukces, bo szybko podpisałem kontrakt na pierwszą książkę. To nie było tak, że myślałem sobie: ,,O! Wielki sukces nadchodzi!”. Po prostu robiłem swoje. Studiowałem, bo chciałem mieć plan B jakby ,,nie wypaliło”. Wielu osobom ,,nie wypala”.
źródło: @Rozkoszny
ZT: Ale myślisz, że można zajmować się gotowaniem bez wrodzonego zmysłu? Taki zmysł trzeba mieć, czy można go jakoś nabyć?
MK: Na pewno trzeba mieć talent do gotowania. Myślę, że wiele osób go posiada. W tej pracy zawsze powtarzam, że nie do końca lubię być nazywany kucharzem / szefem kuchni. Uważam, że taka osoba posiada trochę inne umiejętności, niż ja. Nie jestem zorganizowany jak Przemek Klima, nie potrafiłbym zarządzać grupą w kuchni, ale potrafię pisać, potrafię występować przed kamerą, potrafię zahipnotyzować widza, przekazać mu treści w atrakcyjny sposób – to jest najważniejsze.
ZT: …a jeśli chodzi o Twoją dietę: Od zawsze byłeś wege? W końcu Twoje przepisy to głównie kuchnia wegetariańska.
MK: Nie, jak założyłem bloga, w ogóle nie byłem wege. W jego archiwach pojawiają się przepisy mięsne. Z rozwojem mojej świadomości i dojrzałości jako człowiek, bardziej zacząłem eksplorować kuchnię wege, bo wydawała się być dla mnie atrakcyjna i ciekawsza. W kuchni wege więcej trzeba zrobić, żeby smak był ekscytujący, ale jest wdzięczna, świeża, nowa, bardzo kreatywna.
ZT: Czyli nie możemy liczyć na Twoją książkę z mięsnymi przepisami?
MK: Teraz tak czuję, ale nie powiem Ci, czy kiedyś nie zmienię zdania. Kiedyś sam byłem stricte wege, teraz jestem fleksitarianinem, czyli osobą, która na co dzień je wegetariańsko, ale zdarza mi się zjeść mięso, np. podczas jakiejś podróży czy po prostu czasami mam wrażenie, że mój organizm mówi, że potrzebuje żelaza. Uważam, że przepisy wegetariańskie są zdecydowanie bardziej potrzebne i to w tym kierunku chcę iść.
ZT: Przepisy, podróże, książki…a może własna restauracja?
MK: Nie, nie. Własna restauracja to nie jest coś w zasięgu moich marzeń czy zainteresowań. Pracowałem w gastronomii chwilę, więc wiem, że jest to bardzo ciężki kawałek chleba. Podziwiam osoby, które prowadzą własne restauracje. To jest dużo stresu, to jest zarządzanie ludźmi, duża powtarzalność tego, co się robi – przepisów, które się gotuje. Praca, którą teraz posiadam jest bardziej kreatywna, wymaga więcej zmian, ale też nie muszę w niej powierzać wielu rzeczy innemu człowiekowi. Może jest to jakiś problem ze mną, bo ja po prostu lubię liczyć na samego siebie.
ZT: Jednak w tamtym roku, w restauracji Źródło, można Cię było spotkać już nie jako zwykłego gościa lokalu, ale osobę pracującą z jego Zespołem!
MK: W zeszłym roku miałem pop-up promujący moją książkę w Źródle – restauracji, którą bardzo lubię, szanuję jakość, którą prezentuje. Mieliśmy aż 5 spotkań przed startem pop-up’u. Dopracowywaliśmy przepisy, żeby kucharze z restauracji gotowali tak, jak ja bym chciał. Podczas całego pop-up’u, który trwał 2, czy 3 tygodnie, dzień w dzień myślałem, czy osoby, które gotują, gotują tak, jak im wskazałem. Myślę więc, że będę dalej rozwijał się w innym kierunku, choć znowu: może nigdy nie mów nigdy? Może kiedyś zmienię zdanie…?
ZT: Zaznaczmy jednak, że warszawska Praga nigdy wcześniej nie była wypełniona taką ilością głodnych kulinarnych doświadczeń foodies. Przez cały czas trwania pop-up’u, przed Źródłem ustawiały się ogromne kolejki, a nasz Zespół Food and Design był tego naocznym świadkiem.
Michał, ogromnie dziękuję Ci za rozmowę i podzielenie się swoim doświadczeniem. Mocno trzymam kciuki za Twój dalszy rozwój i kolejne kroki podejmowane w tym ekscytującym, kulinarnym świecie.
MK: Również bardzo dziękuję!